Już nie ma dzikich plaż…

 

 

 

-Jadę- oświadczyłam któregoś  dnia. – Jadę bo inaczej zwariuję, albo kogoś zamorduję.

-Kiedy?- spytał mąż.

-Zabierzesz nas ze sobą?- spytały dzieciaki.

-W lutym i nie, nie zabieram was- odpowiedziałam.

Chyba każdy  kiedyś dociera do ściany i, by nie zwariować, dochodzi do wniosku, że potrzebuje pobyć sam, z dala od rodziców, mężów, dzieci czy nawet znajomych.
W związku z pracą (niedługo już byłą) nie mogę brać urlopu na zawołanie, niestety muszę dostosować się do szkolnego kalendarza, dlatego ferie wydawały się być idealne.

 

 

Tylko gdzie? Chyba nieważne, byle daleko i samotnie. Początkowo rozważałam wycieczkę na Lubelszczyznę, w rodzinne strony mojego taty. A przy okazji Zamojszczyzna i Roztocze.  Świetnie, tylko włóczyć się z plecakiem w lutym i wystawać na wiejskich i małomiasteczkowych przystankach oczekując, aż coś podjedzie (a jak nie podjedzie?) też nie było najlepszym wyjściem. Odpada.

Może Austria? Koleżanka ma mieszkanie, zapraszała, czemu by nie skorzystać? Ale miałam być sama żeby wyzerować licznik, nie chcę spędzać wieczorów w czyimś towarzystwie, nawet jeśli miłym.

Ok, pojadę nad morze. Byłam kiedyś w Stegnie, niedaleko Sztutowo, może zwiedzę obóz Stutthof, do Gdańska też rzut beretem. Więc Stegna.
Rozpoczęłam poszukiwania noclegu, ale niestety poza sezonem, to poza sezonem. Nic nieczynne, a jak czynne, to  daleko od cywilizacji. Od dworca 5 km, a taksówki, jak powiedziała właścicielka pensjonatu, raczej nie jeżdżą w tym okresie. Pozostaje spacer przez las. Latem bardzo chętnie, zimą w piasku wymieszanym ze śniegiem, już nie. Nie jadę.

          

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

-Głupia jesteś- oświadczyła mi koleżanka- jedź do hotelu, po co będziesz się włóczyć po kwaterach prywatnych. Nakarmią cię, może jakieś rozrywki zapewnią, na basen pójdziesz, do SPA. Odpoczniesz.

Ok, czyli hotel i czyli nad morzem. Zawęziłam poszukiwania do miejsca, do którego, jako osoba zupełnie niezmotoryzowana, mogę spokojnie dotrzeć. Znajomi polecali Jastrzębią Górę i hotel PRIMAVERA. Jako dziecko byłam tam na wakacjach z mamą i bratem, więc miło będzie zobaczyć co się zmieniło. Oto cel.

W listopadzie zarezerwowałam noclegi (jedne z ostatnich na ten okres, a jednak poza sezonem to nie tak całkiem poza sezonem), w grudniu kupiłam walizkę, nowe ciuchy (z nowymi człowiek od razu czuje się lepiej), kilka ebooków do czytania (na wypadek barku ewentualnych rozrywek), a  w styczniu bilety PKS i PKP i z niecierpliwością wyczekiwałam upragnionego lutowego urlopu.

Wyjazd z domu o 4 rano, w Krakowie godzinka na ogarnięcie śniadania, w stolicy byłam 2.5 godziny później, a o 13.10 już w Gdańsku. Stamtąd zabrał mnie umówiony bus (polskibus.com) i na 15.00 odstawił pod hotel. Mogłam też jechać aż do Gdyni, a tam na dworcu przesiąść się w autobus, ale wybrałam pierwszą opcję.
Podróż DO okazała się zadziwiająco szybka, mimo iż z Pienin nad morze musiałam przejechać całą Polskę. Powrót niestety dużo bardziej męczący, ponieważ na każdy kolejny transport czekałam po około 3-4 godziny zwiedzając miejscowe dworce. W rezultacie w domu byłam dopiero na 21, a z Jastrzębiej Góry wyjechałam o 6 rano.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Sam hotel  ładny, zadbany i czysty, a obsługa przesympatyczna i bardzo pomocna.  Jedzenie świetne, ale ja byłam na specjalnym wikcie zdrowotnym, z dokładnie wyliczonymi kaloriami (do wyboru też wersja wegetariańska). Wikt ogólny, jako że był bez ograniczeń, wielu zaszkodził (umiar jest cnotą :)).  Do dyspozycji klientów basen (jak lubisz pływać, to nie popływasz, to nie basen olimpijski), choć ilość dzieci może zniechęcić, dlatego warto wybrać się albo rano, albo wieczorem, podczas specjalnie wydzielonych godzin tylko dla dorosłych. W ośrodku również kawiarnie, restauracje, SPA, sauny (polecam wieczór saun- dodatkowo płatny, ale w rozsądnej cenie). Za to SPA, mimo świetnej obsługi i dobrych jakościowo kosmetyków, drogie. Za identyczne zabiegi w niehotelowym spa, można zapłacić 20% – 40% mniej. Plusem jest, że każdy kolejny był tańszy o 10% .

Nie dodaję zdjęć hotelu i jego wnętrz, te można znaleźć na stronie ośrodka (choć trzeba się liczyć z tym, że będą to najlepsze ujęcia, odpadających płytek przy murku raczej nie wrzucą). Zresztą wstydzę się biegać z aparatem i fotografować wszystko, o co się potknę. Musicie zadowolić się krajobrazami.

         

 

        

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jak dowiedziałam się w trakcie pobytu  główny klient PRIMAVERY to rodziny z dziećmi, seniorzy oraz osoby korzystające z tzw. turnusów zdrowotnych (niektórzy to dosłownie stali bywalcy, przyjeżdżający 2-3 razy w roku). Jeśli chodzi o dzieci, duża liczba zajęć z animatorami, dla starszych osobna sala do gier typu xbox, flipery, ping-pong, dla młodszych tzw. małpi gaj (kukli, zjeżdżalnie itp).

Osobiście wykupiłam pakiet wczasów odchudzających  ze względu na to, że zapewniał dużo atrakcji: nordic walking, aqua aerobik, pilates, gimnastykę, zumbę itp. oraz przeróżne wykłady, np. z psychologiem, z dietetykiem, z fizjoterapeutą. Dopiero na miejscu zorientowałam się, że gdybym zdecydowała się na zwykły pobyt, te rzeczy mogłabym sobie dokupić w cenie 15 zł za zajęcia (w moim pakiecie były darmowe, ale pakiet o jakieś 150 zł droższy niż normalny pobyt). Bałam się jednak, że przy niesprzyjającej pogodzie umrę z nudów w hotelowym pokoju, dlatego wolałam się ubezpieczyć. Muszę powiedzieć, że bardzo aktywnie spędziłam te sześć dni. Cały czas biegałam z jednych zajęć na drugie, lub spacerowałam po plaży, a na czytanie książek miałam czas tylko wieczorem. Zresztą na intelektualną rozrywkę nie bardzo starczało już sił.

Dopełnieniem szczęścia okazała się piękna słoneczna pogoda, która pozwalała na wielogodzinne spacery i podziwianie okolicy.

Jeśli chodzi o samą miejscowość, to nie ma tu szczególnie co zwiedzać (jeśli nie dysponuje się samochodem). Można pójść na plażę, przejść lisim jarem lub podejść do latarni Rozewie. I to by było na tyle. Za to osoby, które po prostu lubią ruch i przebywanie na świeżym powietrzu będą zadowolone. Do ich dyspozycji jest wiele leśnych i nadmorskich tras do nordic walkingu czy jazdy na rowerze (choć to drugie to raczej nie zimą).

            

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Całość mojego urlopu : 5 noclegów z pełnym wyżywieniem (5 posiłków) i atrakcjami, bilety PKS i PKP zamknęłam w kwocie 1500 zł. Gdyby doliczyć wcześniejsze zakupy odzieżowe, książkowe i to, co dodatkowo wydałam na miejscu w SPA to myślę, że byłby to kolejny tysiąc. Czyli w sumie 2500 zł. Dla jednych dużo, dla innych nie. Dla mnie miesięczna pensja, więc raczej nie był to tani wyjazd, ale wart swojej ceny.

Następnym razem nie zamierzam jednak „tłuc” się już przez całą Polskę, zdecydowanie wybiorę coś bliżej domu.

 

              

              

 

               

 

 

Przeczytaj także

Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie.